Mawiają, że jaki Nowy Rok, taki cały rok. Oby, oby, bo nasz był bardzo udany i smaczny. Podobnie jak sylwester, spędzony tym razem u nas, na Hetmańskiej, z Emi. Nie mieliśmy uginającego się stołu z mnóstwem finger foodów , ale po prostu dobrą kolację. Powiedziałabym, że nawet bardzo dobrą. I potem super śniadanie (patrz: racuchy drożdżowe z jabłkami).
Ja zrobiłam krem z zielonego groszku. Emi przyniosła wyśmienitą tartę z kurczakiem, szpinakiem i fetą.
Krem oczywiście był improwizowany. Podsmażyłam na czosnkowym oleju dwie cebule, dodałam dwie duże garście włoszczyzny mrożonej oraz torebkę groszku. Zalałam bulionem, doprawiłam lubczykiem, odrobiną czosnku i świeżo mielonym pieprzem. Wszystko razem zmiksowałam, po czym Emi dorzuciła jeszcze trochę octu balsamicznego – dla przełamania słodkiego smaku. Krem wyszedł rzeczywiście bardzo słodki. Do części dodaliśmy jeszcze nieco śmietanki kremówki – też złagodziła słodycz.
Ponieważ zupy sporo zostało, odgrzewaliśmy ją jeszcze na drugi dzień. Tym razem z dodatkiem puree ziemniaczanego, pozostałego z obiadu.
Przepis na tartę Emi wyglądał tak: