W tym wpisie kilka słów na temat kuchni jaką spotkaliśmy w Austrii, po drodze do Włoch, o których pisałam w poście: Mój kulinarny pamiętnik z wakacji – Włochy Północne i Toskania.
3 września
Pierwszy przystanek na drodze do Włoch urządziliśmy w Austrii, na obiad. Dostępne dania obiadowe sprowadzały się do smażonych mięs, w tym sznycla z żurawiną na którego skusił się Marek. Ja zdecydowałam się na zimny bufet: pieczonego kurczaka (zdecydowanie za słonego), sałatkę ziemniaczaną (typową niemiecką) i starte marchewki (pomarańczową i żółtą). Niestety, nie była to uczta dla moich kubków smakowych.
Nocowaliśmy w hotelu „Old Timer”, który zaserwował nam świetny bufet śniadaniowy: pyszne pieczywo, dobrą szynkę, super koktajl i świeże owoce, w tym truskawki. Dostępne były też zupy, ciasta i dania na ciepło w rodzaju jajka z bekonem. Brakowało tylko warzyw.
10 września
W drodze powrotnej też musieliśmy zjeść obiad przygotowany przez Austriaków. Trafiliśmy do restauracji z ogromnym bufetem i pięknym widokiem. Ociekające tłuszczem mięsa i kiełbasy absolutnie nie zachęciły mnie to zaproszenia ich na swój talerz. Znów musiałam zadowolić się zimnym bufetem, w którym niewiele było do zjedzenia. Fajnie zapowiadał się makaron z kurkami, ale okazał się nie do przełknięcia. Z mięs do wyboru miałam tylko mortadelę, więc razem z pieczywem i słoną mizerią stała się moim obiadem. Deserem/kolacją natomiast uczyniłam słoiczek Alicji pt. suszona śliwka, który idealnie pasował do resztek włoskiego chleba i odrobiny kremu czekoladowego. Poziomu słodkości i tłustości oferowanych przez Austriaków strudli byłby przeze mnie raczej nie do przyjęcia.
Ostatni przystanek na trasie do Polski wypadł nam w okolicach Graz. Udało nam się znaleźć klimatyczny, rodzinny zajazd „Gasthof Gruber”. Kolejny raz byliśmy zadowoleni z widoków. I porannego bufetu również, mimo, że był skromny jak na polskie standardy. Bardzo przypasowała nam szynka szwarcwaldzka z dobrym ciemnym chlebem. Wspaniałe były też konfitury autorstwa właścicielki zajazdu – z moreli i z wiśni.
Niedaleko naszego gasfhofu znajdował się sklep Spaar. Przed wyruszeniem w dalszą drogę postanowiliśmy go odwiedzić i kupić trochę austriackich przysmaków. Do naszego koszyka wpadły bułki z ciasta jak na precle (pyyycha), knedle z bułki, pikantna pasta do smarowania, pikle musztardowe, krem z orzechami makadamia, konfitura z dzikiej róży i ciekawe batoniki proteinowe.